Energii nigdy za mało!
Każdy wyjazd na zdjęcia należy dobrze zaplanować i przygotować się sprzętowo. Nie ma tutaj znaczenia czy jedziemy na sesję fotograficzną, czy nagranie filmu. Wszystkie zlecenia należy traktować poważnie, bo nie od dziś wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach.
Przygotowując się do zdjęć czy to statycznych (fotografia) czy tych ruchomych (film) musimy zawsze zaplanować sobie odpowiednią ilość źródeł energii. Przede wszystkim należy o tym pamiętać, gdy pracujemy w plenerze lub na wydarzeniu, które wymaga od nas wykonywania dużej ilości ujęć.
O ile sesja fotograficzna nie jest aż takim wyzwaniem to nagrywanie filmu potrafi już nastręczyć problemów. Pamiętam jak dzisiaj, że gdy zaczynałem moją przygodę z filmowaniem to już po pierwszym zleceniu zrozumiałem, że ani na jednym, ani dwóch zapasowych akumulatorach się nie skończy. Nagrywanie filmu jest bardzo energochłonne. Po prostu aparat pracuje cały czas, rejestruje obraz, a LCD wyświetla go przez kilka czy kilkadziesiąt minut ciągiem. Wszystkie te elementy znacząco obciążają baterię.
Nie da się ukryć, że dużo łatwiej jest podczas zlecenia fotograficznego. Przygotowujemy ustawienia, robimy kilka ujęć i przerwa. Mamy czas sprawdzić zużycie energii i rozsądnie nim gospodarować lub w razie potrzeby wymienić akumulator, zanim całkiem się rozładuje.
Dlatego też zawsze staram się mieć przy sobie przynajmniej 2 – 3 akumulatory, w przypadku szybkich zleceń. Mam tutaj na myśli sytuacje, w których pracuję od 3 do 5 godzin. Jednak czas nigdy nie jest idealnym wskaźnikiem, bo wszystko zależy od sytuacji na planie. Inaczej akumulatory zachowują się wewnątrz budynku, gdzie mamy stałą i raczej wysoką temperaturę. A zupełnie inaczej na zewnątrz. Odmiennie w lecie i zupełnie inaczej zimą. Co prawda jest to dość oczywista sprawa i nie od dzisiaj wiemy, że bateria szybko „pada” od zimna (chociażby w telefonach).
Jednak warto moim zdaniem podkreślić inny fakt, a mianowicie co i kogo nagrywamy. Jeśli mamy do czynienia z dobrze zaplanowanym nagraniem, podczas którego każdy wie co ma robić, co mówić i wszystkie idzie sprawnie to 1:0 dla nas. Czasami mamy dobrze przygotowanych i obytych z kamerą rozmówców, którzy powiedzą coś raz, później dogrywamy awaryjny dubel dla pewności i po sprawie. Nagranie można kończyć i pakujemy sprzęt. Niestety, ale zdarzają się też osoby, dla których kamera to największe zło tego świata i wówczas ilość potrzebnych dubli wykańcza rozmówcę, ekipę i oczywiście akumulatory.
Podobnie sytuacja ma się ze źródłem energii do reporterskich lamp błyskowych. Przede wszystkim na wstępnie od razu polecam zapomnieć o zwykłych bateriach, ponieważ te bardzo szybko się rozładowują, długo ładują lampę do „strzału” i po prostu są nie ekonomiczne. Najlepszym rozwiązaniem są akumulatorki, które każdorazowo przed zdjęciami sprawdzam, doładowuję i jestem pewny co do ich jakości.
Na koniec temat najbardziej banalny ze wszystkich. Każdy nawet najlepszy, najdroższy i najbardziej markowy sprzęt może się po prostu zepsuć – „sam” lub z naszej winy. Kiedyś podczas zdjęć plenerowych, które miały trwać 10 dni już po drugim dniu pracy przy pomocy agregatu prądotwórczego ładowałem 2 zestawy akumulatorów. W pewnym momencie doszło do zwarcia i wszystko się spaliło. Szczęśliwie miałem zapasowe baterie i mogliśmy kontynuować pracę. W innym wypadku czekałaby mnie długa wyprawa do najbliższego miasta po nowy sprzęt.
Podsumowując
W mojej torbie zawsze znajdują się 2- 3 zapasowe akumulatory do aparatu oraz dodatkowy zestaw baterii do lampy błyskowej. Jeżeli spodziewam się, że będę tego dnia pracować do późna i mogę rozładować cały zapas to wówczas zabieram jeszcze ładowarki sieciowe i w trakcie pracy podłączam do ładowania zużyte baterie.



