Czas Biesom i Czadom się skłonić …
Od wielu lat obiecywałem sobie, że pojadę jesienią w Bieszczady. Niezliczona ilość fotografii z tego rejonu wprost pchała mnie, żebym i ja mógł uchwycić chociaż rąbek piękna tej części Polski. W tym roku się udało. Z jakimi efektami? Zapraszam do lektury.
Wyjazd planowaliśmy na połowę października. W grę wchodziły dwa terminy albo 2 albo 3 tydzień miesiąca. Ostatecznie po zaplanowaniu wolnego w pracy cała wesoła gromadka ruszyła w czwartek 15 października na podbój Bieszczad. Wynajęliśmy domek w miejscowości Chmiel, który był całkiem dobrą bazą wypadową na nasze wycieczki/ plenery. Na miejsce dotarliśmy grubo po północy. Rano wspólnie doszliśmy do wniosku, że Ania i ja jedziemy do Wołosatego, skąd pójdziemy na Tarnicę, a reszta ekipy zostanie w Chmielu. Na szlak weszliśmy około południa. Pogoda dopisywała od początku, słońce świeciło, wiaterek lekko wiał, temperatura idealna do pieszych wycieczek. Po paru godzinach wędrówki przerywanej na fotografowanie bieszczadzkiego krajobrazu dotarliśmy na dach Bieszczad. Tarnica 1346 m. n. p. m. zdobyta.
Chwila odpoczynku, parę zdjęć i w drogę, bo zachód już widać. Droga powrotna szła nam wyjątkowo sprawnie, zwłaszcza ze względu na zbliżający się zmrok. Ostatecznie nie obyło się bez pomocy czołówki i ostatnie 30 minut pokonaliśmy po ciemku. Zmęczeni i zadowoleni wsiedliśmy do samochodu i zaledwie po paru kilometrach- kontrola Straży Granicznej. Po sprawdzeniu dokumentów i krótkiej rozmowie ruszamy ponownie, już bez przeszkód docierając do domku. Obiadokolacja i wieczorne planowanie następnego dnia. Ostatecznie prognoza pogody nie jest najszczęśliwsza, więc postanawiamy pokręcić się po okolicy. Ja na pewno tego nie żałuję, bo wykonałem kilka fotografii, z których jestem zadowolony. Mowa tutaj o zdjęciach ze strumyku.
Kolejny dzień i kolejna trasa do pokonania. Tym razem jedna z wizytówek Bieszczad, czyli Połonina Wetlińska i słynna „Chatka Puchatka”. Bardzo fajna trasa, której część pokonuje się w lesie, zaś ostatnie kilkaset metrów przed schroniskiem w całkiem otwartym terenie. Trzeba przyznać na górze wiało i to mocno, ale widoki rekompensują cały trud. Herbata w schronisku i ruszamy w drogę powrotną.
Na parking przychodzimy o umówionej porze i Błażej zgarnia nas z trasy. 3 dzień naszego pobytu w Bieszczadach kończymy grillem i planami na dzień, w którym będziemy wracać. Poniedziałek, czas się zbierać. Na koniec zostawiliśmy sobie Solinę i słynną zaporę. Byłem tutaj rok wcześniej, ale w lecie. Wykonałem wtedy zdjęcie, które bardzo lubię i w związku z tym postanowiłem sfotografować zbiornik o innej porze roku.
W końcu przyszło nam się żegnać z Bieszczadami, jednak na pewno tam wrócimy. Ten zakątek Polski ma swój urok i przyciąga jak magnes.
Pozdrawiam
Kuba