Bukareszt miasto kontrastów

Bukareszt- stolica i największe miasto w Rumunii. No cóż nie mogliśmy sobie odmówić chociaż dotknięcia tego miejsca. W skrócie 2 dni to za mało.

Po załamaniu pogody, które złapało nas w Konstancie postanowiliśmy jechać od razu do Bukaresztu. Do stolicy Rumunii dojechaliśmy wieczorem i znaleźliśmy nocleg w sympatycznym hostelu na obrzeżach centrum. Hostel nazywa się The Cozyness Downtown Hostel Bucharest i jest prowadzony przez Anglika. Jak się później okazało zarówno on jak i jego ojciec są częstymi gośćmi w tym miejscu.
Zameldowaliśmy się  i zanieśliśmy rzeczy do pokoju. Zdecydowaliśmy się wziąć łóżka w pokojach wieloosobowych, a konkretnie to czteroosobowych. Nie chcieliśmy tracić czasu, więc od razu ruszyliśmy na spacer po okolicy i tak zawędrowaliśmy do Parku Tineretului, co w wolnym tłumaczeniu oznacza park młodzieży. Całkiem fajne miejsce, z deptakiem i stawami wokół, których wiodły alejki. Zrobiliśmy taką rundkę po parku i wróciliśmy na nocleg. Następnego dnia udaliśmy się na miasto, a konkretnie to do skansenu znajdującego się koło parku Herastrau. Miejsce bardzo ciekawe i warte zobaczenia. Spędziliśmy tutaj prawie pół dnia, przechadzając się po starej i nowej wsi. To znaczy podziwialiśmy zabudowy sprzed kilkuset lat i sprzed kilkudziesięciu. Skansen został podzielony na regiony, tak jak podzielona jest Rumunia. I w ten sposób mogliśmy zobaczyć jak w XVIII wieku wyglądała wieś na Maramureszu, a jak 200 lat później na Delcie Dunaju. Naprawdę punkt obowiązkowy. Następnie szybki spacer po centrum i kierunek hostel, gdzie jak się okazało Peter (właściciel) wraz z ojcem przygotowali obfity obiad dla wszystkich gości. Na początku chcieliśmy przygotować sobie plan działań na następne dni (góry) oraz zrobić porządek w kartach pamięci. Kiedy już skończyliśmy to dołączyliśmy się do biesiadujących współlokatorów. Po kilku chwilach dowiedzieliśmy się, że jeden z nich jest Australijczykiem, który jak już rusza w podróż to na pół roku. (Stwierdził, że mieszka tak daleko, że do Europy nie opłaca mu się jechać na krócej). Następnie było dwóch Amerykanów (jeden o polskich korzeniach) oraz Brytyjczycy. Muszę przyznać, że był to bardzo fajny „multilanguage meeting”. Poszliśmy spać około północy. Następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy zwiedzać stare miasto. No i tutaj był problem. Bo pomimo zaznaczonego na mapie obszaru to trudno było nam zlokalizować jakiś rynek. W końcu odpuściliśmy i chodziliśmy uliczkami. Teraz przyszedł czas wytłumaczyć się z tytułu, ponieważ jedna uliczka była super, czysta, zadbana i w ogóle ekstra, zaś na równoległej sypały się kamienice i szczury uciekały spod gruzu. Podobnie jak poszliśmy do ogrodów Cismigu. Miejsce oddalone jakieś 10 minut spacerem od parlamentu, które po prostu się sypało. Muszę przyznać, że tego miejsca było mi najbardziej szkoda, ponieważ park ma ogromny potencjał, super lokalizację i zamiast wycackać go na coś w rodzaju naszych łazienek to odstrasza. Jeśli już wspomniałem o parlamencie to muszę przyznać, że robi wrażenie. Wyjątkowo okazały gmach, który ponoć należy do grona największych budynków na świecie. Nie sprawdzałem rankingów, ale wierzę na słowo. W każdym razie warto zobaczyć, choć jego budowa pochłonęła sporą część zabytków dawnego Bukaresztu. No cóż dyktator kazał, to zbudowali.

Jak już skończyliśmy zwiedzać centrum wróciliśmy do hostelu po nasze rzeczy oraz pożegnać się z gospodarzami. Naprawdę fajne miejsce i jeśli wiecie co mam na myśli to klimat trochę jak w chatce studenckiej.

Następny punkt Busteni skąd za dwa dni pójdziemy na najwyższy szczyt Gór Bucegi- Omu. W międzyczasie niedzielna wycieczka na „zamek Drakuli” w Branie. Wziąłem to w cudzysłowie, bo choć zamek był to jak wiadomo Drakula vel Wlad Tepes nie urzędował tutaj. W każdym razie komercja do n-tej potęgi i na razie na tym skończę. Może kiedyś to wyjaśnię. Póki co następny etap GÓRY BUCEGI i Vârful Omu.

Pozdrawiam
Kuba

Informacje praktyczne:
Nocleg w hostelu 45 lei za os. w pokoju wieloosobowych.
Kurs euro najlepszy bliżej hostelu, w centrum słabsze ceny.
Wstęp do skansenu 10 lei za os. w tym fotografowanie.
Uwaga na drogach, ruch jak diabli i mało kto patrzy na boki. 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.

rfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-sliderfwbs-slide